Jest to latwy, pyszny, aromatyczny i wilgotny chlebek. Ja jak zwykle zrobiłam go w maszynie i upiekłam w piekarniku, ale polecam tez tym, którzy maszyny nie posiadają, bo naprawdę jest dobry. Jak go wyjęłam po zagnieceniu z automatu, to niewiele pokladalam w nim nadziei, ale zaskoczył mnie pozytywnie, a mój mąż się zajadał.
Przepis pochodzi z książki, z której jak do tej pory (poza blogami kulinarnymi) najczęściej korzystam: "Chleb własnego wypieku" Mirjam Beile.
Składniki:
200ml wody
150g maslanki
1,5 łyżki oliwy z oliwek
350g mąki pszennej typ 1050 (dałam zwykłą biedronkową typ 650)
200g mąki żytniej typ 997
1,5 łyżeczki soli
1 łyżeczka cukru
1,5 łyżeczki suszonych drożdży
200g prażonej cebuli (kupiłam gotową w sklepie w puszce)
Dla posiadaczy maszyny sprawa jest prosta. Wkładamy wszystkie składniki w podanej kolejności, włączamy program podstawowy i gotowe. Ja użyłam programu do samego zagniatania (bez pieczenia), następnie wyjęłam wyrobione ciasto, przełożyłam do formy wysmarowanej smalcem i piekłam 60 minut 180'C.
Jeśli robimy chleb ręcznie, proponuje rozpuścić drożdże w niewielkiej ilości letniej wody z dodatkiem cukru. Pozostawić w ciepłym miejscu, aż drożdże zaczną pracować. Następnie połączyć z resztą składników i pożądanie zagnieść.
Piec 60 minut w 180'C
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz